Obserwujcie

piątek, 11 kwietnia 2014

NOM

Wiem, że nie czas na te święta, mogłam to dodac w Boże Narodzenie ale pech tak chcił że nie miałam czasu. Więc dodaje to teraz a na Wielkanoc też coś wymyślę :) 



TheNOM:Requiem
Nadszedł czas, by powkurwiać innych – czyli święta w wersji Denzetsu



- Pokój. Przez okno, wpadają do środka, promienie słońca. Oświetlają one postać, leżącą na kanapie. Jest to piękny demon. 
Ma cudną, porcelanową cerę, oraz gęste ciemne włosy. Lekko spiczaste uszy z jednym kolczykiem. Czerwone usta, które chce się całować. Demon śpi i kiwa od czasu do czasu uchem. Marszczy przez chwile nos, bo przeszkadza mu światło.
 Teraz pomachał swoim ogonem, który po chwili położył na oczach, by zasłonić słońce. Wkurza go te słońce…
- Kuźwa, Denzetsu! Ty mnie wkurzasz…
- Wyburczał i odwrócił się na drugi bok.
- Przestań udawać narratora!
- Warknął groźnie!
- Denzetsu, bo oberwiesz…
- Spojrzał na mnie wilkiem!
- Oberwiesz!
- Demon rzucił się na mnie! AU! AU! Au… MAMY ŚWIĘTA!
- No i co z tego?!
- Nastawił uszy. Oh! Te jego krwawe oczy! Oczarowały mnie!
- Ty mała, cholerna…
- Oh! Dusi mnie, ah, jego chłodne palce na mej szyi! Ah! Cofam się, cofam! A teraz, Akune, spójrz proszę na sufit. Akune, uniósł głowę i widzi! Co? Jemiołę!
- No i?
- Świąteczna tradycja!
- Eee?
- Akune, skrzywił się i oblizał swe zębiska!
- Myślisz, że ja obchodzę jakieś tradycje świąteczne?
- Jemioła, całuj mnie! Nie? Ja cię pocałuję!
- Oszalałeś ! ZŁAŹ ZE MNIE! DENZETSU!
- Całuję go po szyi!  Gryzę lekko za ucho, całuję w policzek, a teraz języczkiem mu…
- Przestań! Kuźwa! Denzetsu! Ale cię jebnę! Będziesz miał w dupie te swoje święta!
- Chcesz mi wsadzić?
- ZABIJĘ!
- Uciekam od niego! Szybko! Bo mnie zabiję… CHOLERA! Dobra! Już dość! AUAAAA?! Złamiesz mi kość! AA! AU! FUCK! DOBRA! JUŻ! DARUJ! AUUUUU… Fuck… boli… kii…
- Teraz ja będę narratorem. Akumu Akune. Dlaczego? Bo poprzedni zginął śmiercią tragiczną, a teraz depczę jego martwe ciało, kopnąłem ostatni raz i teraz wracam do spania. Pa.
- Mamy święta… Akune do cholery… Au…
- Martwi głosu nie mają… leżeć Denzetsu! – warknął leżąc już na kanapie, Akune.
 - Magia świąt – Denzetsu wstał i się otrzepał – idę więc do Kenpache.
- Idź i nie wracaj.
- Jakby Xavery mnie szukał…
- Nie oszukujmy się. Xavery na 100% nie będzie cię szukał – ziewnął Akumu  głośno, a Denzetsu uderzył głową w drzwi, które po chwili otworzył i wychodząc mruknął
- Co racja, to racja
                Ruszył załamany przez korytarz i patrząc w dół za barierką, wypatrzył biegającego Łasicę ze swoimi kolegami. Śmiali się głupio, więc zgadnął, że znów robią jakieś kawały po piętrach. Obrócił oczami i wszedł bez pukania do pokoju Kenpache.
- Kurdupelku? – chwycił jakieś kartki ze stołu i przejrzał je, idąc w jej stronę. Dziewczyna spała w łóżku, przykryta kołdrą, tak, że tylko jej czerwone włosy sterczały.
- Nie wychodzę…
- Dlaczego? Mamy święta, chodź! Pobawimy się na śniegu! Zrobimy coś świątecznego! Wieczorem dyska, spocony, przykleję się do twojego rozpalonego, mokrego ciała i będziemy się bujać w rytm…
- Denzetsu, jesteś zboczony!
- Wiem. Wyłaź, no! – wskoczył do łóżka to mówiąc i przykrył się kołdrą.
- Czy powinna mówić to osoba, która wchodzi do łóżka?
- Hyh! Zróbmy sobie coś do żarcia.
- Nie wychodzę…
- Czemu?
- Bo mamy święta.
- No i?
- Jemioła.
- Jemioła? Chcesz mnie pocałować? – objął ją mocno i przytulił do siebie.
- Nie! Xavery powiedział, że nie wyjmie języka z mojego gardła! Poza tym, jest Kido! Obiecałam kiedyś Kirze, że mu dam całusa na święta i…
- Nigdy nikomu niczego nie obiecuj, słuchaj, starego pierdziela, bo dobrze mówi!
- Co zrobiłeś?
- Obiecałem Hato, że jak dorośnie to wypięknieje.…
- I co?
- I co? Zbrzydział i mówi, że to moja wina. Dobra, chodź… - wyciągnął ją z łóżka.
- Nie chcę…
- W coś ty się ubrała? – ściął ją wzrokiem. Miała na sobie gruby sweter, dresy i getry do tego.
- No co? Zimno jest!
- Zmieńmy nieco twój styl – pstryknął palcem i jej ubranie błysnęło na zielono.
- OSZALAŁEŚ?! – jej ubranie przemieniło się w świąteczny kostium śnieżynki. Krótka czerwona mini i czerwona bluzeczka, bardziej przypominająca stanik.
- Mleko! – wyjął z lodówki mleko i spojrzał na nią po chwili, wyciągając kciuka do przodu – Gites!
- Po pierwsze! BĘDZIE MI ZIMNO! Po drugie! CO TY W COSPLAY się BAWISZ?! Po trzecie! BĘDZIE MI ZIMNO! WIEEEESZ?!
- Chłopcy oszaleją na twoim pun… cycki ci urosły?
- Denzetsu! – dziewczyna, cała czerwona się zasłoniła.
- No dobra, masz bluzę – nagle pojawiła się czerwona bluza – ale spódniczka zostaje! Idziemy!
- Gdzie?
- Będę Mikołaj, a ty moja śnieżynka, chodź!
- Mikołaj?
- Ten gruby, pedofil…
- Ja pitole, Denzetsu – ruszyła za nim, chwytając się za głowę – lepiej pójdę z tobą, bo kto wie co możesz biednym ludziom zrobić.
- Próbowałem zrobić seksy z Akumu, ale się nie dał…
- Właśnie… Eh… Magia Świąt.
                Dziewczyna, obejmując się ramionami, szła za Denzetsu, który cały czas coś nadawał o świętach, Właściwie to go nie słuchała, tylko sprawdzała, czy nikogo w pobliżu nie ma. Wstydziła się straszliwie tego stroju.
                - Denzetsu, a gdzie my właściwie idziemy?
                - Potrzebuję kogoś, kto uśpi Akumu, a zrobi to Korose. Uśpi go, a wtedy przebiorę Akumu w coś świątecznego! Najpierw, jednak pójdziemy po Hato .
                - Prze pana, jeśli można to wolę się bawić ze swoim towarzystwem. MŁODSZYM.
                - Mordka, bo treningu następnego nie przeżyjesz – odwrócił się do niej i uśmiechnął złośliwie.
                - Jest pan…
                - Potworem?    
                - …okropny, ale potwór też do pana pasuje.
                - Święta się kończą to zabieram cię na dwutygodniowy trening.
                - DENZETSU?!   
                - Trzy tygodnie!
                - CZEMU TRZY?!
                - Denzetsu-sensei!
                - PRZEPRASZAM, DENZETSU-SENSEI! Błagam! Zlituj się!
                - Hymmm… i tak będą te 3tygodnie.
                - Dlaczego?!
                - Nie wiem, tak o… Jak mi się znudzi, może wrócimy wcześniej. Sami, we dwoje! Przedłużę to do 4 tygodni, mhmmm… Santa's gonna come and make him mine this Christmas!
                - Ty, nie masz serca…
                - O… jemioła! Podkradnę komuś! – Denzetsu nagle skoczył gdzieś w bok, a dziewczyna nie zachamowała na zakręcie i na kogoś wpadła. Cofnęła się i straciła na obcasach równowagę, jednak ktoś ją chwycił za biodra.
                - Ki… Kido?! – jęknęła, natychmiast robiąc się czerwona, ale chłopak zrobił to samo.
                - Ken? – jego wzrok skakał od jej piersi do oczu. Dziewczyna, otworzyła buzię i się skrzywiła, nie wiedząc co ma powiedzieć. Krew szumiała jej w głowie. Przysunął ją lekko do siebie i odwrócił głowę, puszczając jej ciało. Wsadził ręce do kieszeni, a ona sama się objęła.
                - Przepraszam…
                - Za co?
                - Wpadłam na ciebie…
                - Nic się nie stało, ehm… Co wy ogarniacie?
                - Nie wiem, Denzetsu dziś odpierdala – kiwnęła głową w stronę, mężczyzny, który bawił się jemiołą, a pod nosem śpiewał piosenkę Marii Carey „Oh, Santa!”.
Santa's gonna come and make him mine this Christmas!
O kim on śpiewa?
- Mogę się domyślić, że chodzi o Akumu, albo o Xaverego. Właśnie, widziałeś Korose?
- Ehm? Nie, dzisiaj nie, ale idę do niego – znów spojrzał na nią. Wbiła swój wzrok gdzieś w ziemię, cała czerwona. Jej włosy, twarz i ubranie się zlewało. Wpatrywał się na niej, co chwilę przełykając ślinę, głośno.  Zerknęła na niego.
- Coś nie tak?
- Eee? Szukasz go? Ehm… Ken, dlaczego cię tak ubrał?
- Źle wyglądam?
- Skądże!  Znaczy… ja pierdole – syknął gdzieś w bok, a po chwili chwycił Ken za rękę i przysunął do siebie. Zszokowana, próbowała się wyrwać, ale przytulił ją do siebie i zbliżył usta do jej ucha. Cała drżała.
- Proszę, zatańczysz dziś ze mną? – wyszeptał bardzo cicho. By czerwony jak ona.
- Słucham?!
- Jesteś mi coś winna, za to, że przez ciebie oblałem, pamiętasz?
- Przepraszam, ale… czemu taniec?
- Nie pytaj! Błagam… - wychrypiał, a wtedy nagle ktoś uderzył przerażająco mocno Ken w plecy, że straciła dech na chwilę. Ze łzami w oczach, spojrzała na Denzetsu.
- Ja pi… De… Nzetsu… - wybąkała, krzywiąc się z bólu.
- Osa siedziała – wytarł rękę i oblizał palce.
- ZIMĄ?! – ryknęła, a Kido, odsunął się, gdy Denzetsu spojrzał na niego gniewnie.
- Ja tego, ja chciałem… no więc, cześć! – uciekł jak najszybciej, a Denzetsu się uśmiechnął.
- Ha! Respekt! - poklepał siebie w klatę i spojrzał na Ken, która patrzyła na niego z nienawiścią. Chciała coś powiedzieć, ale tylko pokiwała głową.
- Szkoda gadać.
- Wiem, że kochasz swojego senseia – zaśmiał się – ok, a teraz idziemy po Hato, potem poszukamy kogoś kto się bawi wodą i…
- UWAGA!
- Ha?! – nagle z góry, wydobył się straszliwy huk i zawaliło się piętro. Denzetsu nic nie musiał robić i stojąc tak jak stał, patrzył jak od jego pola siłowego odbija się podłoga i dwie czarne bestie, zaprzężone w coś podobnego do sań. Wewnątrz siedział Zimbabue i reszta towarzystwa Kenpache.
- Fajne! Podoba mi się! Że też nie wymyśliłem czegoś takiego! He?!
- Kenpache?! – Łasica i Ururu wypadli, sanie uderzyły o barierkę i wyleciały z piętra. Zex i BlackShuck, skoczyły na drugą stronę, przeskakując przepaść i pognali dalej. Łasica wpadł na Ken i wypadli z piętra na sam dół, aż na śnieg.
- ŁASICA! ZABIJĘ CIĘ GNOJU!
- KENPACHE?! CO TO MA BYĆ?! – wrzasnął patrząc na czerwoną bieliznę Kenpache. Lecąc w powietrzu, wszystko jej podwiało. Przerażona, faktem, że spadają, objęła go mocno za szyję, a ten chwycił się jej tyłka.
- CO TY ROBISZ W TAKIEJ CHWILI, ZBOCZEŃCU?!
- NORMALNEGO WZROSTU DZIEWCZYNA, POWINNA MIEĆ TU JESZCZE PLECY! A NIE DUPĘ! KURDUPLU! ZASRANY! JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ!
- WITAJ W KLUBIE! WHAAAAAA!
- ZGINIEMY?!
- WĄTPIĘ!!!! WHAAA! – tuż nad ziemią, wybuchła, żółta poduszka. To była dusza Kenpache, która po chwili pękła jak bańka, a oni sturlali się białym śniegu. Objęci, uderzyli o krzaki.  Jak bałwanki, zatrzymali się w końcu.
- Rzygnę zaraz – wymamrotał Łasica, wciąż trzymając Kenpache. Kiedy przestało mu się kręcić głową, spojrzał na obdartą Kenpache. Krew natychmiast poszła mu nosem, ale ją wciągnął i wziął głęboki oddech.
- Ja też…  - dziewczyna uniosła się trochę. Resztka jej bluzy, opadła z ramion, odkrywając jej biust. Rozczochrane włosy, miały mnóstwo gałązek, a wśród nich Łasica wypatrzył jemiołę. Postanowił pierwszy raz w życiu pocałować Kenpache. Chwycił ją za ramiona. Spojrzała na niego, wciąż zamglonym wzrokiem.
- Kenpache, masz jemio…
- Błeeeeh – odwróciła się i zwymiotowała w śnieg. Łasica, zirytowany, zamknął oczy.
- Nie ważne. Pierdole… nigdy nie byłem tutaj – spojrzał w górę i ujrzał cały budynek w kształcie zera. Z góry spadał biało-różowy śnieg. Westchnął cicho i zdjął kurtkę. Miał pod spodem ciepłą białą bluzę.
- Dziękuję – mruknęła i chwyciła od niego kurtkę. Pomógł jej ją założyć.
- Coś się stało?
 - Boli mnie noga… Au…
- Daj zobaczę, szybko – ukucnął przed nią i spojrzał w górę, zaglądając jej pod spódniczkę, a wtedy machnęła nogą i go kopnęła w twarz.
- JEDNAK MNIE NIE BOLI!
- O CO TOBIE CHODZI?!
- O nic… - warknęła i zdjęła obcasy, oraz porwane podkolanówki.
- Nie wcale, czemu wy do cholery nie możecie mówić wprost o co wam chodzi?!
- My?
- Kobiety! Dziewczyny!
- Pierwszy raz nazwałeś mnie kobietą…
- Spójrz na siebie. Jesteś kobietą.
- Zawsze byłam twoim kumplem, czemu to się zmieniło – wyszeptała.
- O co tobie chodzi? Powiedz! Miejmy to za sobą! Mamy święta!
- Nienawidzę cię.
- Dlaczego?! Co ja ci zrobiłem?!
- Odsunąłeś się ode mnie.
- Słucham?! Ej, sorry, bo nie wiem o co ci chodzi!
- Odkąd jestem uczennicą Denzetsu… odsunęliście się ode mnie. Paczka NOM, zwłaszcza ty.
- Cały czas z nim trenujesz, cały czas jesteś z nim, więc my ci tylko nie przeszkadzamy i…
- Boli mnie to, gdy widzę was, jak się dobrze bawicie, a ja…
- To nie nasza wina i… - ruszył w stronę schodów.
- Odsunęłam się od was.
- Właśnie. To ty się od nas oddaliłaś, Kenpache. Jesteś trenowana na nowego mistrza. Kiedyś zajmiesz miejsce Denzetsu, jako nowego władcy SD, kto wie, może trafisz do SU. Masz możliwości. To jest inny świat, niż nasz. Wiesz, czasem żałuję, że poprosiłem ojca, by mnie tu przeniósł. Mógłbym teraz siedzieć w chacie, przed XBOXem i popylać w jakąś gierkę. Wpierdalać chipsy z Biedronki, Kuźwa cieszyć się życiem w stylu konsolowca, blokersa. Nie wiem, po kiego chuja tu trafiłem! Zastanawiam się, dlaczego tu jestem… - Łasica przerwał i spojrzał na Ken, która zaciskając pięści, spuściła głowę. Spod czerwonych włosów, dostrzegł łzy.
- Kh… To wracaj.
- Kenpache – zawrócił się i ją objął, jak najmocniej potrafił.
- Nigdy nie chciałam wam niszczyć życia, sami zdecydowaliście…
- Właśnie. Zdecydowaliśmy cię nie zostawiać! Nigdy, przenigdy!
- Łasica? Czemu… nie rozumiem.
- Zostanę z tobą, jestem twoim przyjacielem. Razem odbijemy Kirę.
- Łasica!
- Szybciej kończ ten trening i wróć do NOM!  Tutejsza szkoła, może być. Brakuje mi gier, Biedronki, ale jest spoko. Póki wszyscy jesteśmy! Ken, nie oddzielaj się od nas.
- Łasica… - odwzajemniła uścisk.
- Śmierdzisz rzygami. Au!
- Nie psuj takiej chwili! – uderzyła go w brzuch i wtedy spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Często zadaje sobie pytanie, dlaczego tu jestem. Czemu trwam przy tobie.
- I co?
- Znam odpowiedź – chłopak pochylił się trochę. Dziewczyna drgnęła, rumieniąc się, a  wtedy pocałował ją w czoło. Zszokowana spojrzała jak się zaczął się śmiać, wyjmując z jej włosów jemiołę.
- Skąd się wzięła?! Tylko okazja dla Xaverego! – zaczęła sobie przeczesywać włosy.
- Zbierajmy się, maluchu…
- Co wy tu robicie? – dwójka drgnęła.
- XAVERY?! Litości, nie… - jęknęła, a Łasica się zaśmiał.
- O wilku mowa…
- Koniec waszego rendez-vous. Łasica, ojciec cię szuka z Denzetsu i są wściekli. Znaczy, podejrzewam, że Denzetsu się to podobało, bo to zjeb. Mam na myśli zabawę w zaprzęg Mikołaja.
- Aaa… to…
- Właśnie, no to uciekaj, ja się zajmę Kenpache – wziął ją w tym momencie na ręce.
- Puść mnie – warknęła groźnie, a Łasica westchnął.
- Potem oddasz mi kurtkę, Nara…
- Odda ci już, zdejmuj!
- Zostaw mnie! Au! – ściągnął z niej kurtkę i rzucił Łasicy, który się dla Kenpache przeżegnał i odszedł w stronę schodów.
- Cóż za piękny strój.
- Nienawidzę cię – warknęła tylko, a Xavery ruszył brwią.
- Co, co? Kocham cię?
- NIENAWIDZĘ!
- Chcesz bym cię zabrał  do siebie? Dobrze.
- NIENAWIDZĘ CAŁEGO CIEBIE!
- Pożądasz mnie? – powiedział śmiejąc się, a ona ze łzami w oczach, objęła go, wiedząc co zamierza zrobić. Teleportowali się. Kenpache nie znosiła tego uczucia przenoszenia się.
- Ledwo mi  przeszło i zaraz znów rzygnę.
- Jak mogłaś oblać teleportację? – westchnął, kładąc ją na łóżku.  Znajdowali się już u niego.
- Bo mi po niej niedobrze. Kręci mi się w głowie i… CO TY ROBISZ?!
- Ściągam z ciebie ubranie. Nie widać?
- PO CO?!
- Domyśl się!
- ZBOK! –uderzyła go stopą w twarz, a wtedy wściekły, chwycił ją za kostkę i pociągną za siebie, tak, ze przysunęła się cała do niego. Zarzucił jej nogę sobie na plecy i spojrzał prosto w złote oczy.
- Kotkuś, jesteś ujebana w jakichś suchych liściach, w tym śniegopodobnym czymś, cała obdrapana, chcę ci zdjąć ciuchy, byś się przebrała. Nie będę się dobierał do ciebie póki jesteś brudna.
- Hy? – Kenpache nagle poczuła żarówkę w głowie – To się nie myję i nie przebieram.
- Czasem myślisz. Umyję cię, tak jak kiedyś.
- Miałam 6 lat pedofilu!
- Lubiłaś się ze mną myć, potem się wstydziłaś i…
- Daruj!
- Opiekuję się tobą odkąd skończyłaś 6lat, znam cię lepiej niż ktokolwiek inny, jednak twój okres dorastania przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Temperament miesza się z głupotą z tym boskim ciałem, wybuchowa mieszanka.
 - Xavery – odsunął się od niej i zdjął swoją kurtkę i bluzę.
- Nie jestem, ani twoim opiekunem, ani narzeczonym, nikim dla ciebie w tej chwili nie jestem. Nie musisz tu być. Nie muszę się tobą opiekować, jednak to robię, to silniejsze ode mnie. Możesz się umyć, a potem pójść do siebie. Unikaj jak ognia Denzetsu.
- Gdzie idziesz?
- Jestem głodny, idę zrobić coś do jedzenia – zniknął za drzwiami.
 Dziewczyna źle się czuła, a do tego zrozumiała, że jest okropna dla Xaverego i na te zachowanie jej, wcale nie zasługuje. Tym bardziej, że mieli święta. Idąc pod prysznic, zastanowiła się co może zrobić, by mu to wynagrodzić i przeprosić za swoje zachowanie. Większość pomysłów była niecenzuralna, jednak zdecydowała co już zrobi.
Męczyła się ze swoją głową dość  długo, a gdy ją w końcu doprowadziła do porządku, wyszła z łazienki w jednej z jego koszulek. Nabrała powietrza i ruszyła w jego  stronę.
- Xavery!
- Yh? – mruknął przeżuwając pierogi, które zostawiła mu ObabciaDuRaPink.
- Ja cię… Ja cię! JA! Cię! Cholera, nie przejdzie mi to przez gardło.
- Właśnie, podaj mi pić. Skończyłem jeść, muszę popić.
- Pić? Wiem! – wzięła sporego łyka zielonej Coca-coli i podeszła do Xaverego. Uniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony, a ta przybliżyła twarz do niego i po chwili mocno wpięła się ustami w jego wargi i wpuściła napój mu do jamy ustnej.  Zszokowany, prychnął i opryskał ją na pojem.
- HAHAHAHAHA! HA! BOSKIE! KENPACHE TO BYŁO BOSKIE!
- Xavery do cholery! Myłam się przed chwilą! – wytarła twarz, podciągając koszulkę, a wtedy Xavery, objął ją w pasie i wsunął głowę pod  jej koszulkę. Czerwona znów cała, objęła go nogami.
- Wybacz. Wyczyszczę cię – oblizał jej szyję, a potem obcałował jej twarz, wciąż idąc do sypialni. Rzucił ich na łóżko, wciąż ją całując.
- Xavery! – spletli się nogami i całym ciałem do siebie przylegali.
- Mamy święta, będę słodki i uroczy jak czekoladowy baranek – wylazł z koszulki, którą po chwili zdjął i Kenpache została w samych majtkach. Zakryła się poduszką. Zaczął się rozbierać.
- Nie! Nie… nie…
- Co, nie? Ken! Nie psuj tej chwili!  Idzie nam tak dobrze…
- Nie mam czasu. Chciałabym, aby nasz pierwszy wspólny raz, trwał nieco dłużej i tak, bym mogła zostać u ciebie do rana.
- Hyyy… - siedząc obok, wpatrywał się w nią, zastanawiając się - … kiedy znów tu trafisz?
- Przyjdę sama! Obiecuję! Po treningu!
- Jakim treningu?
- Denzetsu mnie zabiera, na trzy tygodnie.
- Co za dupek. Tyle mam czekać?!
- Chyba, że z nim pogadasz.
- Zapomnij.
- Mamy święta. Idź do niego. Śmiało. Mu wystarczy tylko chwila, bycia z tobą.
- Ken, litości…
- Błagam cię – przykleiła się do niego swoimi monstrualnymi cyckami i pocałowała w szyję.
- Musisz mnie przekonać, lepiej…
- Xavery. Ty wiesz to od dawna.
- Hy? – dziewczyna zaczerwieniła się ponownie, odsuwając się od niego i wbiła swój wzrok w poduszkę. Przypatrywał jej się uważnie.
- Ja uświadomiłam to sobie właściwie dość nie dawno…
- Co?
- Ja cię po prostu kocham. Zawsze kochałam i będę kochać. To silniejsze ode mnie. Nie ważne, co mi powiesz, co zrobisz. Zawsze będę cię kochać.
- Aha.
- Xavery? – zdziwiona spojrzała na niego, lekko zdziwionego
 - Trzymam cię za słowo, że sama przyjdziesz. Dobra, to idę! – szybko się ubrał i wybiegł z mieszkania. Kenpache została sama i ciężko wzdychając, zaczęła się ubierać.
  Doskonale wiedziała gdzie ma iść. Chciała szybko się przedostać w konkretne miejsce, jednak musiała pokonać kilka pięter, na których pełno było od balujących poltergeistów. Nawet nie chciała myśleć co by było, gdyby zobaczyli ją znajomi z NOM. Najważniejsze, że miała Xaverego z głowy na jakiś czas.
 Zakradła się do odpowiedniego pokoju i cały dokładnie przeszukała. Westchnęła, bo nie znalazła tego czego szukała.
- Myślałam, że tu będzie. Musi, gdzieś odleciał i…
- Kenapche?
- JEZUS MARIA JÓZEFIE ŚWIĘTY!
- Kogo szukasz?
- Akumu! Mogłam dostać zawał! – na suficie siedział Akumu.
- W końcu jestem koszmarem. Więc? Kogo szukasz?
- Ciebie!
- Po jaką cholerę? Chowałem się przed Denzetsu, daj mi spokój – zeskoczył z sufitu i stanął przed dziewczyną, która zrobiła poważną minę.
- Zabierz mnie do niego. Na chwilę.
- Kenpache? Chcesz…
- Chcę – mruknęła.
  Tymczasem w zupełnie innym miejscu „wyspyDenzetsu” do samego Denzetsu, przyszedł Xavery, chrząkając znacząco. Hato i reszta, zignorowała Xaverego.
- Te, no i co teraz?
- Weź się tata ogarnij! B… Ja pierdole! Czerwony! – warknął Łasica. Xavery, ogarnął ich wszystkim wzrokiem. Grali w jedną z tych gierek konsolowych, których nienawidził. Wszedł dalej do środka, rozglądając się. Chwycił jedną bombkę z choinki i zaczął ją kręcić w dłoniach.
- Kenpache tutaj nie ma… - warknął Denzetsu.
- Zaraz! Miała być z tobą? – zauważył Xavery, a wtedy spojrzeli na Xaverego, który się od nich odwrócił, zastanawiając się co ma powiedzieć.
- On nie szuka jej – wymamrotał Korose, swoim chłodnym głosem.
- Więc kogo szukasz? – spytali wszyscy chórem, patrząc to na Xaverego to na Korose, mając nadzieję, że coś im zdradzą.
- Denzetsu, przyszedłem do ciebie – wyrecytował Xavery i wtedy nastała cisza.
- Co powiedział?
- CO powiedziałeś? – spytał Denzetsu, zszokowany.
- Debil.
- WYPAD! -  Denzetsu jednym kopnięciem wyrzucił wszyscy za drzwi i nimi trzasnął, przytrzymując.
- EJ GNOJU!
- WIĘC TAK?! ZNAMI KONIEC!
- Tatooo, zabrzmiało jakbyś zerwał z kochankiem.
- Niech się ciupa, on i jego syndrom brata. 
- Chciałeś coś? – wyszeptał Denzetsu, nienaturalnie podniecony, a Xavery rzucił na niego tylko spojrzenie, mówiące „pogarda” i rzucił do niego bombkę.
- Pomyślałem, że skoro utworzyliście w SD, te głupie „święta” to… - przerwał i spojrzał na minę brata. Skrzywił się, a Denzetsu, się lekko uspokoił i poklepał po twarzy.
-  Mów, mów…
- Odechciało mi się – usiadł na kanapie, a Denzetsu pojawił się przy nim.
- Mów, mów…
- Jesteś irytujący.
- Jestem twoim starszym bratem. Kochasz mnie.
- Na zabój – warknął i odsunął się, ale Denzetsu i tak się do niego przybliżył.
- Mów, mów.
- Po kiego chuja ja się na to zgodziłem?
- Co się stało się, Xavery?
- Rozmawiałem z Ken.
- No i?
- Powiedziała, że mnie zawsze kochała i będzie kochać – ściszył głos.
- I to wszystko? Chciałeś się swoim szczęściem podzielić z bratem?
- Debil.
- No weź no!
- Po co do cholery ją zabierasz na tak długo?!
- Gdzie?
- Na trening!
- Jaki trening…
- Ja pierdole… wychodzę! – kiedy wstał, Denzetsu rzucił się na niego  i razem upadli.
- Tak się drażnię. Tulimy!
- WON! WON!  - próbował się wyrwać, spod mocnego uścisku brata.
- Xavery! Xavery! Hihihi! Kochasz mnie?
- Nie!
- Troszkę chociaż?
- MINIMALNIE!
- Ile? Ile? Pół na pół?
- Mniej!
- 40%?
- Mniej! ZNACZNIE MNIEJ!
- 30%? 20?%
- MNIEJ!
- 10%
- ZA DUŻO!
- 1%!
- MNIEJ!
- 0,5%?
- 0,01%!
- A więc jednak mnie kochasz! Resztę się jakoś dzieli, czy kochasz tylko Kenpache?
- Nie kocham jej.
- Nie wcale…  Przylazłeś tutaj, aby ci ją oddać. Braciszku, ja ci dobrze życzę – objął twarz młodszego brata i dotknął czołem jego czoła. Xavery zadrżał i wytrzeszczył oczy.
- Boję się ciebie, właściwie – wyszeptał
- Przyszedłeś dla mnie!  Teraz cię nie wypuszczę!
- Denzetsu! DOBRA! Powiem, powiem prawdę! Odsuń się!
- Słucham – straszy brat się do niego jeszcze bardziej przykleił
- Przylazłem, byś nie trenował Ken!
- I co?
- I gów… Braciszku, po co ją trenujesz? – powiedział z obrzydzeniem
- Omawialiśmy ten temat, a ty? Czego od niej chcesz?
- Dziecka.
- Dziecka?
- Dziecka.
- Syna?
- Syna.
- I tyle? Nie kochasz jej?
- Kocham?
- Gdyby była z innym, choćby z Kido? Nic byś nie zrobił?
- Chcę dziecko.
- Czyli, może ci urodzić dziecko i być z Kido?
- Durny… - zmarszczył nos i zrobił się różowy na twarzy.
- No to jak chcesz, by to wyglądało?
- Chcę by była moja – teraz był czerwony.
- Aha i tu cię mamy! Ja chcę, abyś był mój!
- WON! DENZETSU! EOJ?! DENZEEEETSUUUUU!
- Sprawię, że będzie tylko twoja.
                Dziewczyna o której przed chwilą mówiono, właśnie kogoś obserwowała, jak wchodził do mieszkania. Akumu ziewnął i podrapał się pod brodą.
- Daję ci 10 minut.
- Tylko?
- Aż! Dobra, a ja lecę.
- Gdzie?
- Jak nie wrócę to, wiesz… pilnuj się.
- Okey – dziewczyna zbiegła po schodach i gdy znalazła się przy drzwiach, spojrzała na odlatującego Akumu. Wzięła głęboki wdech – 10minut, a potem na dyskotekę! – załomotała w drzwi.
- Chwila. Dajcie mi spokój… mamy święta… - poznał ten głos. Przełknęła ślinę i czekała niecierpliwie, aż otworzy jej drzwi.
- To ty? – kiedy drzwi się otworzyły dziewczyna ujrzała, przystojnego mężczyznę w rozpiętej niebieskiej koszuli. Blond włosy do długości żuchwy i długi kuc z tyłu głowy. Błękitne oczy, które spojrzały zszokowane na dziewczynę.
- Kenpache?!  - chwycił się za usta i rozejrzał dookoła, a potem chwycił ją i wciągnął do środka. Dziewczyna rozkojarzona, zdążyła tylko usłyszeć trzask drzwi, a po chwili ją już ściskał, we własnych ramionach.
- Kira.
- Powiedz, że to nie jest sen. Ty, jesteś tutaj. Zimna, we włosach masz śnieg… Kenpache!
- Kiruś, obiecałam, że… znaczy, że za 10minut wracam – zrobiła się czerwona, a wtedy ją puścił i spojrzał prosto w oczy.
- Co ty tu robisz?! Wiesz jakie to ryzykowne?!
- Wiem, ale… Musiałam cię zobaczyć. Tęskniłam – jego dłonie zjechały po jej ramionach, aż do dłoni, a wtedy spletli ze sobą palce.
- Zostawiłaś mnie. Wszyscy mnie zostawiliście… - wymamrotał i wtedy się od niej odsunął.
- Kira!
- Po co tu przylazłaś? Teraz tylko bardziej, będę cię chciał…
- Kira! Nigdy nie przestałam myśleć o tobie!
- Lepiej jeśli pójdziesz – chłopak odszedł od niej do kuchni, ale ruszyła za nim i objęła go w pasie, przyklejając się do jego pleców.
- KIRA! Obiecuję, że jak skończę całe te kreowanie się na drugiego Denzetsu to wrócę tu!
- I co?
- Znów będziemy razem! Na pewno!
- Hyh… marzycielka. Nigdy nie patrzyłaś na rzeczywistość.
- Kira… Masz jemiołę.
- Jemiołę? Po co?
- Chyba obiecałam ci pocałunek. Przyszłam tu by dotrzymać obietnicy.
- Kenpache – odwrócił się do niej i zanim zdążyła podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy, to on chwycił jej twarz i pocałował ją namiętnie, wsadzając język jak najgłębiej. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Kir.. Kira – odsunął się i wytarł jej usta delikatnie palcem.
- Kenpache, kocham cię. Zawsze kochałem. Dlaczego zakochałem się w tak głupiej osobie?
- To był twój błąd! – znów się do niej przytulił, a dziewczyna wtuliła buzię w jego klatkę piersiową, wsunęła ręce pod koszulę.
- Ken, nawet jeśli wrócisz… nie będę miał szansy u ciebie.
- Kocham cię, ale… czy to… tak jak ty, czy jak brata?
- Ken! – odsunęła się od niego i zaczęła cofać do drzwi.
- Wrócę i się  zastanowię, jak bardzo cię kocham.  Do zobaczenia! – wybiegła i natychmiast porwał ją Akumu w swoje szpony, więc jak Kira wybiegł to już tam nikogo nie było.
Ken i Akumu wbili się w  przestrzeń Denzetsu Społeczności Dusz, bardzo zdziwienie. Miało ich nie być tylko 10minut, a tutaj nastała noc. Ciemnozielony kolor. W oddali słychać było głośną muzykę i neonowe światła. Spojrrzeli po sobie zdziwieni. Akumu wskazał na wieżę zegarową. Ken zauważyła, że siedzi na nim Denzetsu.
- Gdzie to się szlaja, hmmm?
- My na chwilę tylko… Więc czemu, dlaczego?
- Boście idioci, nawet Ty mój kochaniutki Akusiu – Denzetsu zeskoczył z zegara i uderzył Ken w głowę – wiedziałem, że będziesz chciała iść do tego blondynka, więc specjalnie zmieniłem czas, by wiedzieć, że cię cholero nie było, a Ty! – zwrócił się do Akumu, który uniósł brew.
 - Co ja?
- Masz szlaban! Nie idziesz na dyskotekę.
- Hyh, ah ja biedny i nieszczęśliwy pójdę do pokoju płakać, pa Ken – powiedział Akumu śmiejąc się i odleciał. Wtedy Denzetsu się zastanowił.
 - Chyb największą karą dla niego byłoby kazanie mu pójść na dyskę… Trudno! Ken! Idziesz ze mną, natychmiast! -  objął ją i ta się wykrzywiła z obrzydzenia.
- Jesteś gorący i mokry!
- Spocony, bo biegałem.
- Blee! Denzetsu!
- Zajebiście jest tańczyć ze mną!  Poza tym mam prezent dla Ciebie, zajrzyj do spodni…
- DENZETSU! TY…
- Do spodni moich w kieszeni mam książkę…
- Ty… Zboczony… Co to ? – mężczyzna podał jej książkę i ona spojrzała na dziwny napis.
- Co to jest? Nie umiesz czytać?
- Rodowód Akumu… RODOWÓD AKUMU?!
- Dla Ciebie, ale skoro nie umiesz czytać to zabieram – wyrwał jej to z dłoni i znów sadził do kieszeni spodni umiejscowionej zbyt blisko jego krocza, by Ken tam chwyciła. Rozejrzała się dookoła i ujrzała przed  budynkiem
- ŁASICA?! - Ken wpatrywała się na kolegę, który lepił bałwana.
- O hej Ken… wiesz co… dawno nie bawiłem się śniegiem - Ken podeszła do niego i zobaczyła przód bałwana. Łasica nucił coś pod nosem i był bardzo szczęśliwy.
- Ty nic się nie zmieniłeś… - wymamrotała.  Miała pochyloną głowę do dołu. Zacisnęła pięści, ale Łasica nie zwracał uwagi i dalej lepił bałwana.
- To znaczy?
- Lepisz gołą babę…
- No… To co?
- Łasica przecież jest identyczny do mnie ten bałwan… - Ken trzepnęła Łasicę w głowę. Teraz się odsunął i przyjrzał Ken i bałwanowi, Ken i bałwanowi. 
- Nieee… Stanowczo bałwan ma mniejsze cycki, ale z gęby to faktycznie do bałwana jesteś podobna.
- ŁASICA! DURNY ZBOCZENIEC! - Dziewczyna zaczęła rzucać w niego śnieżkami. Omijał je i nadal się śmiał.
- Bo wiesz… jakbym je u bałwana powiększył to by się przewrócił.  Haha!
- KRETYN! ŚWINIA! ZBOK!
- HAYATE-CHAN!
- Hum? - Ken przestała rzucać i się obejrzała. Zobaczyła Ururu machającą z oddali.
- CHODŹ NA CHWILĘ! - Ururu odbiegła i zniknęła na otwartym korytarzu „stancji” w której wszyscy aktualnie mieszkali.
- Załatwię Cię później i zniszcz mi to dzieło. - Ken odbiegając wskazała na bałwana.
- Za krótka walka z Ken jak dla mnie…  - Powiedział zasmucony i rzucił śnieżką w bałwana, który po chwili się rozsypał. Denzetsu popatrzył na niego i zmrużył oczy.
- Czy ty w Ken…
- NIE!
- Nie skończyłem zdania, mniejsza… BONSAI! WRACAJ TUTAJ! Masz ze mną się pobujać!
  Denzetsu machnął ręką patrząc na znikającą czuprynę czerwonych włosów i wszedł do środka, gdy Ken była dalej ciągnięta przez blondynkę. Kazała jej zasłonić oczy, wiec cały czas się potykała i stukała o gałązki drzew tego gaju.
- Ururu… Ty mi powiedz o co chodzi… - Ururu przyciągnęła za rękę Kido i kazała mu poczekać.
- Stój tu! Zaraz wrócę! - Zniknęła dzięki teleportacji, gdy nagle zza kłębów dymu po teleportacji wybiegła Hayate i wbiegła na Kido. Upadli. Chłopak od razu zobaczył, że to Ken, zanim zdołała się podnieść. Serce mu zawaliło, bo przecież ostatnio się na nią obraził  i ogólnie samą ją obraził.
- Hę?! - Ken rozłoszczona podniosła głowę, ale gdy zobaczyła opaskę i czuprynę ciemno rudych włosów szybko się podniosła.  Kido nadal leżał.
- Oj… - Powiedział cicho. Ken lękliwie zakryła usta dłonią, jakby bała się, że coś powie.
- Przep… biegłam… Ururu…
- Aaaaaa… - Kido już zrozumiał chytry plan Ururu. Spojrzał do góry i zobaczył jemiołę z kosodrzewiną. Uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy. Podniósł dłoń i wskazał palcem górę. Ken zmarszczyła brwi i spojrzała do góry, gdy tymczasem Kido wstał.
- A… faktycznie aaaa… - Teraz spojrzeli sobie w oczy. Chwila ciszy i samo wpatrywanie się na siebie.
- Więc… Haya…
- Kido ja…
- Bo ja…
- Bo Ty…
- Zacznij pierwsza.
- Zacznij pierwszy.
- Ty zaczęłaś…
-  Zacząłeś to skończ…
- Chciałem…
- No bo ja chciała… Dobrze mów ty…
- Skończ…
- Nie… Proszę…
- No to zacznę ja…
- Dobrze więc… ja? - ciągle wchodzili sobie w słowo i nie mogli dojść do porozumienia. Słowa padały tak szybko. Próbowali wszystko wyjaśnić, a zza rogu oglądała ich Ururu, która niebyła zadowolona.
- Ale…
- Bo…
- Do cholery mieliście się TYLKO POCAŁOWAĆ! - Wrzasnęła Ururu i szybko zreflektowawszy, że się wydała uciekła. Kido i Ken spojrzeli na sekundę na nią i znów spojrzeli na siebie.
- Jak zwykle rozegrałaś to źle.
- Kana? Nie jestem twoją narzeczoną – mruknęła Ururu, a mężczyzna ją przytulił.
- Mów co chcesz – pocałował ją i Ururu  przestała interesować się Ken i Kido.
- Przepraszam Hayate… - Kido się zarumienił i poczuł, że jego ciało napina się w pewnym miejscu, więc odwrócił głowę, aby nie patrzeć na jej ciało.
- Nie… nie musisz, bądź co bądź to była moja wina, prawda?
- O HAYATE! ZNALAZŁAM CIĘ!
- Sharpey? Gin?
- Zabieramy Cię ze sobą… - Sharpey chwyciła Ken za kaptur i zaczęła z Ken odchodzić. Gin zerknęła na Kido i się uśmiechnęła. Kido zatrzęsły się rece .ze złości i po chwili zakopał się w śniegu
- Ale ?! Dokąd?! Gdzie? Co?! – blondynki wepchnęły Ken do środka dyskoteki. Była to gigantyczna sala, ale one wskazały na piętro. Czerwonowłosa zauważyła Xaverego przy barze, ale nie był sam.
- Bliźniaki znów go napastują, a nie wiemy gdzie jest Denzetsu, bo on szuka ciebie i mamy Ken, więc Ken idź i mu pomó… - w tej chwili Ken wskoczyła do góry i znalazła się przed barem.
- Masz taki ładny kolor oczu, mówiłem już?
- Tak,  Zero,  już 9 raz mi mówisz… nie zbliżaj się! Ty też! – do Xaverego przytulali się dwaj wampirzy bracia, którzy byli kompletnie pijani.  Zero właśnie pocałował go w szyje.
- Mów mi wujku!
- Chyba cię  pogięło!
- Masz taką delikatna skórę, uaaa, lekki zaroście. Mrau, mój mężczyzna!
- Słowo daję, że wam zaraz walnę, bo…
- Daj mi klapsa! Daj!
- HERO! Zostawicie…
- Dzięki, że go dla mnie przypilnowaliście! Xavery! Chodź! – Ken chwyciła go za rękę i pociągnęła.
- Ken?
- Ratuję ci tyłek, a teraz ty mi uratuj mój i schowaj przed Denzetsu.
- Dlaczego?
- Bo chce ze mną tańczyć, a jest już spocony.
- Zanim wyjdziemy na zewnątrz… Pamiętasz, że zgodziłaś sobie stanąć?
-Stanąć? Ah tak… Coś mi się przypomina.  A co?
- Stań  tu - Xavery wskazał palcem na miejsce na ziemi. Ken podeszła i stanęła posłusznie. Xavery zadowolony zbliżył się do niej.
-  No i co? Już?
- A teraz słońce spójrz w górę  - Ken zmarszczyła brwi i zerknęła na sufit.  Kosodrzewina i jemioła, oplecione kokardą. Zieloną, co oznaczało, że to robota Xaverego. 
- Osz Ty…   - powiedziała i lekko uderzyła go z pieści w  tors.
- Ał? - uśmiechnął się i dotknął Ken twarzy ręką. Już się pochylił, gdy Ken przyłożyła mu palec do ust.
- Ej.. ej… ej…  nie…
- Przecież to taka piękna tradycja.
- Może i tak, ale… - Xavery pocałował Ken delikatnie, ale ponieważ nie przerywała tego, zmienili styl pocałunku. Chłopak przytulił ją do siebie, gdy nagle Ken się wyrwała.
- BOOOOOONSAAAAAI!
- Muszę uciekać! – i zeskoczyła na dół. Znalazła się w tłumie tańczących ludzi. Xavery próbował ją odnaleźć, ale oślepiły go neonowe światła.
Dziewczyna była niska, więc ciężko jej było się wydostać z tego tłumu, aż wpadła na kogoś. Jej oczom ukazał się Łasica. Uśmiechnęła się do niego.
- To są dyskoteki?  W SD?
- Noooo…  nie tańczysz? 
- Nieee… ja…
- Ty co?  - Łasica i Ken stali obok siebie i wpatrywali się na wielka salę z milionem dusz i resztą ich przyjaciół.
-  Nigdy nie chodziłam na dyskoteki.
- Haha, dobry żart.
- Naprawdę.
- Pierniczysz ?! Haha, żałość człowieka ujmuje  - Łasica poklepał Ken po głowie, gdy nagle ktoś go chwycił za rękę.
- Weź brat! Masz fanki, które chcą z tobą zatańczyć! Pytały czy masz piwo Bizon. Ken? Zabieram ci Łasicę naaara!
- Ej! Fretka! Czeeekaj… - Łasicę porwała Fretka. Ken stała chwilę sama, gdy ujrzała przed sobą Kido. Stał i chyba rozmawiał z Korose, ale dobrze nie widziała. Właśnie się odwróciła by wyjść, ponieważ wszyscy jej znajomi dobrze się bawili.
- Czeeeeeeść…
- Xaver…  mmmmhpppphhh?! Młaaa! Co TY sobie myślisz?! - Xavery pocałował Kenpache i mało co się nie przewróciła. Miała go uderzyć, ale pomachał jej przed oczami jemiołą którą trzymał w dłoni.
- Chcesz mnie uderzyć? 
- Nienawidzę cię! - Wyrwała mu jemiołę z ręki i wyrzuciła za siebie. - Nie możesz nosić jemioły i całować tych na których wpadniesz!
- A co boisz się, że więcej dziewczyn będzie mogło mnie pocałować? Zazdrosna?
- Nie!  Wychodzę…
- Dlaczego?  Wcześniej nie przeszkadzało ci całowanie się ze mną.
- Bo nie chcę  tu być.
- Heh… nie będę za tobą szedł.
- I bardzo dobrze! - Wrzasnęła Ken, bo i tak wśród tych hałasów i głośnej muzyki, nic nie było słychać. Xavery znikł wśród tłumu i poczuła się dziwne. Poczuła, że jest sama. Wzruszyła rękoma i otworzyła drzwi, gdy wepchnął ją do środka wchodzący Zimbabue.
- Ken? A TY co?
- Wychodz….
- Wchodzisz? Dobra, chodź ze mną… - Zimbabue trzymał w ręce  dwie puszki z napojem SD. Pociągnął Ken za sobą w tłum, ale jakoś znikł tak samo wśród ludzi jak Xavery. Dziewczyna się powoli wycofywała, gdy zgasło światło, puszczono zamiast szybkich kawałków i basów, wolną piosenkę.
- Oh nie… trauma z lat szkolnych  - Ken zacisnęła pięści i miała znów wyjść, gdy ktoś objął ją w  pasie od tyłu, zamachnęła się  by ów osobę spoliczkować. Nagle ją zatrzymał. Był to Denzetsu.
- Zatańcz ze mną.
- Co?  - Ken przyjrzała się świecącym na zielono oczom Denzetsu. Powoli kiwał się na boki.
- Zatańcz no chodź…
- Nie!  - Denzetsu uniósł brwi do góry zdziwiony jej reakcją. Ken oderwała rękę. - Znaczy… nie chcę.
- Ale jednak mi się wydaje, że chodzi o coś innego. 
- Bo ja… nie umiem . Wychodzę!
- Haha, chodź! -  Denzetsu mocno zacisnął uścisk i porwał Ken za sobą. Stanęli wśród tłumu tańczących par. Ponieważ Ken została już zmuszona, uznała, że zostanie na ten jeden taniec. Objęli się i „kiwali” w rytm muzyki.
- Jest pan spocony… - Stwierdziła po chwili, a on się uśmiechnął.
- Dlatego, że biegałem za tobą. 
-  Mogę już sobie iść?
- Porozmawiajmy podczas tego tańcowania.
- Słucham? - Ken zaciekawiło to, bo zmienił ton głosu.
- Wilkołaki to geje prawda?
- Że co?!
- Heh, nie tańczą i stoją obok siebie,  ten jasny, może jeszcze mniej, ale ciemny to na pewno.
- Słucham?!
- Kido zazdrosny, niby rozmawia z Korose i Envy, ale co chwila szuka cię wzrokiem.
- Że co?!
- Vice-kapitan zespołu Kanashimi, świetnie się bawi tak i jak cała reszta.  Przemilczę Xaverego, który jest głupszy niż myślałem daje się porwać swoim fankom. Topaz tańczy z Onyx’em co jest dziwne, ale zostaje jeszcze ktoś…
- Czemu pan mi opisuje?
- Dzieciaki Hato. Fretka zagaduje Łasicę, ale wiem o czym rozmawiają.
- Hym? Coś poważnego?
- Łasica się w tobie zakochał  - Denzetsu obrócił Ken dookoła, pociągnął z powrotem i znów mocno przytulił i się pochylił.
- Że co?! Pan nie wie co mówi! Łasica to mój najlepszy przyjaciel!
- Porozmawiaj z nim i wytłumacz mu co nieco, żeby biedak się nie męczył.
- Ale Denzetsu!
- Powiedzieć powiedziałem, a teraz!  Jesteśmy na środku Sali i nad nami wisi jemioła – powiedział melodyjnie z  głupim uśmiechem na twarzy,
- Ble! - Ken oderwała się od Denzetsu kiwając głową na nie, nie wiedziała jak zareagować.  Nie na to, że Denzetsu chciał ją pocałować pod jemiołą, tylko dlatego, że zszokowało ją wieść, iż Łasica siew niej zabujał.  Włączyła się nowa piosenka. Już  Denzetsu był omacywany przez stosik swoich fanek. Ken się wycofała, ale jeszcze obejrzała się szukając Łasicy.  Znów zaczęło się „łubłub” i skakanie i brykanie i inne tego typu rzeczy.
-  Ken!
- Co?  Ururu?! - Tym razem Ururu, piękna i lśniąca na różowo  od mnóstwa brokatów wyrwała Ken i pociągnęła za sobą.
- Chodź do grupy…
- Nie! Ja właśnie wychodziłam…
- Nie, chodź, chodź… Hym?! Albo spadaj! - Ururu widząc coś za Ken, popchnęła ją krwistowłosą i się odwróciła, udając, że tańczy. Ken na kogoś wpadła. Odwróciła się i zobaczyła chłopaka, który zaskoczony też zerknął za siebie.
- Kido?!
- Ken… - chłopak się odwrócił. Dziewczyna uważnie się mu przyjrzała. Mimo, że co chwilę migało światło, to i tak Ken mogła zobaczyć czarny, ciasny podkoszulek chłopaka. Czuła szczypanie w nosie, ale dopiero gdy przyjrzała się bicepsowi  poczuła, że już krew trysnęła jej z nosa.  Chwyciła się za nos, udając, że nic się nie stało.
- Wpadłam przypadkiem! Przepra…
- Hayate czekaj! - Kido chwycił rękę Hayate, ale szybko puścił, jakby bał się, że ją zrani.
- Kido… przepraszam, ale muszę stąd wyjść.  Natychmiast.
- Ken kocham cię! Mieliśmy zatańczyć!
- No masz… i powiedział to – mruknęła odbiegając i udając, że tego nie słyszała.
Nie tak sobie wyobrażała święta w Społeczności Dusz. Nie czuła tej atmosfery mimo, że był śnieg, choinki  i jemioły. Denzetsu inaczej sobie to wyobrażał. Zdołowana poszła na  długi spacer, by nikogo nie spotkać.
Po godzinie zamierzała wrócić do siebie bo zmarła, a gdy weszła do środka zobaczyła wszystkich swoich przyjaciół  siedzących przy zastawionym stole. W kącie stała choinka pełna prezentów, a przy kominku siedział mokry Zimbabue, którego wycierał Zex.
- KEN! Ile na ciebie można czekać?
- Gdzie byłaś – spytał Denzetsu uderzył ją w głowę garnkiem, a z garnka w powietrzu barszcz przelał się prosto do wszystkich misek.
- Spacerowałam, ale czemu my?
- Święta są, Wigilia, nie? Cho szybko, wszyscy głodni czekają na Ciebie.
- Dziękuję powiedziała – gdy Kido pomógł jej zdjąć płaszcz.
- Gdzie chcesz usiąść? – spytał Zero i wtedy zobaczyła, że bliźniaki siedzą obok  Xaverego z uśmiechem. Nagle Deidrashi próbował coś powiedzieć, ale Hero tylko wyciągnął rękę.
- Nie rań moich uszu. Jedz.
- Też was kocham.
- Pokroić ci to ? – spytała Sharpey, a jeden drwiąco się za śmiał, wtedy Didi zabrał swój talerz od dziewczyny. Ken usiadła naprzeciwko Xavrego obok Łasicy i Kido.
- To co? Wesołych Świąt?
- Poczekajcie – Denzetsu wszedł do pokoju i pochwili przyniósł Akumu i posadził go na siłę na krześle.  Spojrzał na wszystkich nienawistnie, wszyscy zadrżeli ze strachu oprócz bliźniaków, które z rozkoszą na twarzy się zarumieniły.
- Kocham go!  Ciebie też… - Zero położył dłoń na udzie Xaverego.
- Auć! HEJ?! Zabieraj ła…  - Hero włożył mu łyżkę z barszczykiem do buzi. Ken się zarechotała i przybiła piątkę z Łasicą i wtedy sobie przypomniała co powiedział jej nauczyciel. Przyjrzała się mu.
- Hy? Co się gapisz głupio? Szkoda, że piwa nie ma, ale jest… WÓDKA! Kocham wódkę.
- Hyh, już nic! 
- Wódka na Wigilię?
- Co świat to obyczaj.
- Akumu nie patrz tak na nas – Denzetsu założył mu czapkę Mikołaja i zasłonił mu oczy.
- Nienawidzę świąt.

- Wesołych Świąt! – uśmiechnął się Denzetsu i pocałował Akumu  w policzek, a ten się wykrzywił i ledwo się trzymał, by nie wybuchnąć i zamienić się w swoją drugą postać.
KONIEC :) 


W tym tygodniu pojawi się 2 PA :) 
KOMENTUJCIE :)